wtorek, 3 maja 2011

4 razy

Co za dużo to nie zdrowo. To zdanie idealnie podsumowuje to co zaszło na przełomie kwietnia i maja w rywalizacji gigantów z Hiszpanii. Cztery mecze, które w zamyśle miały być świętem piłki, były antyreklamą piłki. Osobiście winę za ten stan rzeczy zrzucam na barki jednego człowieka. Jose Mourinho. Genialny psycholog, manipulator mediów odwracający uwagę od rzeczy najbardziej istotnych i ważnych w piłce. Oczywiście jest to trener znający się jak mało kto na piłkarskim "rzemiośle", ale zarazem nie wnoszący nic ciekawego, nowego do futbolu.
Gdy czytam o futbolu, różne podsumowania epok, zestawienia najlepszych drużyn na próżno szukać tam ekip prowadzonych przez Portugalczyka. Jest Real z Di Stefano i Gento, cudowna jedynastka Węgier, madrycka "piątka Sępa", "dream team" Cruffa, Milan Sachiego, niepokonany Arsenal czy Pepteam. Nie ma Porto, Chelsea czy Interu pod wodzą Mou. A jednak to ten trener uznawany jest za fachowca od futbolu klasy międzygalaktycznej na naszej planecie. Mou do idealny trener do Anglii czy Włoch. W tej pierwszej dziennikarze go kochają, bo zawsze mają co pisać, poza tym więcej jest chyba takich przepychanek słownych - podobnie jak więcej jest przepychanek na boisku. We Włoszech, ojczyźnie catenaccio, nie trzeba chyba tłumaczyć dlaczego boski Jose musi, po prostu musi, być popularny. Ale w Hiszpanii? W Realu Madryt? Owszem, może pasuje do napinkowych wystąpień co niektórych piłkarzy Królewskich - ale jednak piłkarz to piłkarz, a trener to trener. Na tle innych trenerów również Jose wg mnie wypada średnio. Każdy ma swój własny niepowtarzalny styl, a Portugalczyk? Czy zbudował do tej pory coś trwałego odcisnął gdzieś swoje piętno? Ferguson od lat prowadzi zespół w ten sam sposób - trzyma swoich zasłużonych i doświadczonych piłkarzy, świetnie ich przygotowuje, a jednocześnie inwestuje cały czas w ciekawych młodych zawodników i niesamowicie rotuje pierwszą jedenastką. Wenger stawia głównie na młodzież, wyłapuje talenty i udanie wprowadza je do wielkiej piłki. Capello buduje drużyny od tyłu, zawsze gra na "0", wprowadzając solidną dyscyplinę i nie nawiązuje bliższych relacji z piłkarzami. Guardiola jest wierny jednej filozofii, w której sam został wychowany i którą stara się pielęgnować, stawia na wychowanków i ofensywną grę. A Mourinho? On gra tylko dla siebie. Ma na pewno najsilniejszy wpływ na zawodników - wszyscy go uwielbiają. Ale on nie tworzy piłki - on ją tylko dobrze wykorzystuje. Można nawet powiedzieć, że jest najlepszym odtwórcą na świecie, tzn. wykorzystuje skutecznie to co stworzyli inni przed nim. Świetnie radzi sobie z narzędziami - i psychologicznymi, i taktycznymi. Ale nie wprowadził do futbolu nowej jakości. Nigdy nie będzie się go stawiało na równi z Michelsem czy Cruyffem. Tak więc Jose jest rzemieślnikiem - najlepszym na świecie, ale tylko rzemieślnikiem - nie artystą, nie innowatorem. Nikt nie powie o nim "o tak, Mourinho zostawił po sobie wspaniałą spuściznę". Oczywiście koło nazwiska wypisze mu się wiele tytułów, trofeów, które zdobył + może kilka miłych komentarzy od piłkarzy, których prowadził - ale to wszystko.


Tyle o Realu. Czas na Barcelone, na której się zawiodłem. Owszem sukces jakim jest awans do finału LM i mistrzostwo LL jest ogromny, ale forma drużyny w kwietniu nie powala. I może dlatego pierwsze i ostatnie El Clasico zagrana na "półgwizdka" przez Barce. Swoje też zrobiły kontuzje w defensywie i wcześniejsze wyniki, 8 pkt w lidze i wygrana na SB 2-0. Finał CdR zaskoczył  mnie. Real zagrał pressingiem i wygrał pierwszą połowę. W drugiej dużo lepiej zaprezentowała się Barcelona, ale dalej to Real był bardziej żądny trofeum niż Katalończycy. Słabo mecz prowadził sędzia czerwień dla Busiego, Arbeloi i Pepe za ostre wejścia i "spacery" powinny być pokazane. Pierwszy mecz półfinału to najlepszy mecz Barcelony w czasie cyklu GD a najsłabszy Realu. Geniusz Messiego i głupota Pepe najszybciej podsumowują spotkanie. Guardiola świetnie cofnął zespół wytrącił możliwość szybkich kontr graczom Realu i było po zawodach. Ostatnie GD zostaną zapamiętane jako wielki sukces drużyny(Real goniąc wynik oddaje tylko 3 strzały na bramkę Valdesa) i wielki sukces Abidala- powrót po chorobie nowotworowej.


Obie drużyny pod względem wizerunku bardziej straciły na tym czwórmeczu niż zyskały. Symulacje graczy Barcy i brutalne wejścia graczy Realu to była norma w 3/4 pojedynków (oprócz ostatniego). Barcelona zyskała sportowo zdobywając Mistrzostwo i awansując do finału LM.  Real zdobył Puchar Króla ale odniósł dużo większe straty wizerunkowo-marketingowe, praktycznie bez odpowiedzi zostało pytanie dziennikarza do Karanki jak się mają do 109 lat historii i powoływania na dżentelmeństwo Realu Madryt faule, deptanie przeciwników, robienie z siebie ofiary, rzucanie oskarżeniami o doping, vilarlato, zły kalendarz, składnie donosów i dążenie do wygrania meczu w gabinetach UEFY? Capello zdobył Mistrzostwo i wyleciał za brak stylu godnego Realowi, Mou ma CdR, styl gorszy od Włocha a i tak zostanie na przyszły sezon dalej knując swoje intrygi.